deszcz, deszcz
Płaczę
Płaczesz
rozstaliśmy się nie dawno temu
oceany łez, ja podążam na południe
a Ty na północy zostajesz; nudnie
staje się na koniec jej i jemu
nie jest cudnie, ohydnie
okropnie, niewyraziście
i nie przejrzyście
łzy spływają nam po polikach
toczą się i upadają na ziemie
siłą głazów z wysokości
słyszę, słyszysz uderzenie
zostaliśmy sami we własnych
barwach aż do szarości
gdy łzy upadają ciężko na chodnik
idę przed siebie, nic nie pomaga
podnieść się godnie
tylko pada i pada
deszcz, deszcz, deszcz
pod osłoną ściany wody
nie ujawniam smutnej twarzy
a Ty miałaś maskę, udawałaś
mówiłaś że dobrze wszystko
małymi kłamstwami przybyło
wielkich łgarstw ognisko
chodź Ci przetrwać pozwolę
jeśli tylko odwagą
wytrwamy co było nasze
odbudujemy, scalimy
pod wspólnym poddaszem
nie udawaj już więcej
a deszcz pada i pada
rzeczywistość jest bolesna
co nam teraz wypada
odejść na wieki?
zostawić wspomnienia?
zostawić wspólne emocje?
coś zmienisz, coś zmieniasz?
twarz wykrzywiona w grymasie
ból towarzyszy jej, jemu
Ty gdzieś z kimś na tarasie
ja pogrążony w westchnieniu
płyną dwa deszcze nami
kapią, padają, spadamy
łzy płyną całym niebem
czy znajdziemy siebie?
stratocaster
|