ZE SNU W SEN
ZE SNU W SEN
Zaprosiła mnie mgła na spacer łąkami
Namówiła bym przyszedł boso
i poczuł trawy pod stopami
Pokryte posrebrzaną rosą.
Przywitała mnie łąka kwiatami
Ustroiła w zielonkawe szaty
I poszliśmy otuleni mgłami
W nieskończenie cudowne zaświaty.
Zanurzyłam się w zioła pachnące
Zatopiły mnie trawiaste wody
I poczułem serce bijące
Prastarej, zielonej przyrody.
I tak idąc pomiędzy zieloności fale
Zagubiony samochcąc w bezmiar falujący
Zatracony zupełnie w zapomnienia szale
O śmierć się otarłem zupełnie niechcący.
I choć do powrotu mgła wciąż nalegała
Powoli znikając w pulsujących toniach
W szarościach świtu długo jeszcze stała
Trzymając złotą kulę w niesłabnących dłoniach.
O pani coś przybrała zwiewną mgiełki szatę
Czemuś w dziwne światy unieść duszę chciała?
Czy dlatego, żem uznał swe życie za stratę??
Nie znajdując drogi powrotu do ciała?
Tak śniąc uszedłem... w dale.
Ze snu w sen by nie istnieć wcale.
Kenay
|