Easy
Zimne serca, zimnych ogni blask, płoną w nas i ziębią nas,
nie bardzo pragną grzać, o cieple nie ma mowy...
Jakby może nim powiało, jakby jeszcze im zagrano,
może światłem otulone się rozpalą?
Mając tyle w sobie mroku, że się cień w nich skrzy i gniecie,
się rozpłaszczą w zakamarkach i rozpłycą na mieliznach.
Niech ten chłód o trupiej skórze nie zagląda więcej w oczy,
niech da chwilę, by odetchnąć, by się ogrzać i rozmarzyć...
Jedno słowo i szept jeden, pod powieką lekkie drżenie -
lęk to? Czy lód się kruszy? Lęk bezkresny to, czy może
przełom zbliża się powoli w półuśmiechu, w półdotyku,
krew się burzyć rozpoczyna i pulsować równo w żyłach...
zbudźmy wreszcie serca ze snu, skruszmy w sercach naszych lód,
po co nam dziś ten bezmiłości stan?
Beznadziejnie poranieni z przeszłych związków cios za ciosem
wciąż żyliśmy nie tak...
kochaliśmy nie tak....
Dajmy szansę sercom naszym, jedną próbę ich współbicia -
jeden dzień...
jedną noc...
która zmieni się w wieczność...
Adnotacje
|