Duszą w niebie
Mgłą soczystą poranek się rodzi.
Cisza, którą oddech spokojny przerywa
otacza nas, kłębiąc się, otulając.
Zostań moim cudem, światłością moją,
sercem szmaragdowym, fiołków koncertem,
tęczą ze szczęścia łez, dusz złych złodziejem.
Wybaw mnie od smutku, krzyku, nienawiści.
Piękność twa nieśmiertelna jest,
jak księżyc, nocy najdłuższej,
nocy naszej, płotem z marzeń odciętej.
Oczy twe jak diamenty, źrenice w serc kształt,
rozkochują mnie.
Jeśli nie ty,
to śmierć mą żoną zostanie.
Drżę cały, czując zapach włosów twych,
które wiatr zmienia w sztorm oceanu, porażając mnie,
rozkochując coraz więcej,
szerzej i namiętniej.
Istotą boską jesteś, co wszystko wie,
poza rzeczą jedną.
Nieświadoma tyś jest, jak bardzo kocham,
jak to uczucie serce zaraziło.
Gdy myślą powędruję ku tobie,
pędem do nieba lecę,
jak ptak, po chmurach
z łez twych stworzonych.
Aż w końcu spadam, bo wiem,
że moją nie będziesz.
Dramatem sennym, śmierci uśmiechem,
wron krzyczeniem,
gromu walnięciem stajesz się wówczas,
i zabijasz mnie.
A ja kocham cię oddechem,
łzą każdą, sobą całym,
powieki drżeniem,
aż od narodzin,
do śmierci momentu.
Serce moje weź, oddaj diabłu,
by już nie nękał cię więcej.
Ja cię uwolnię,
ciesz się męką moją.
***
Czy rozczarowałem cię,
czy upadłem w oczach twoich?
Duszą szemrzącą,
kocham.
Kryspin
|