jesienna melancholia
( mgłom na wrzosowiskach )
na samotnej skale cierpną palce
patrzę w bezkres światła zmętniały
mdleje cisza toczy się gra na śmierć
i o życie
wiatr szarpie serce łzami sypie noce
skrzydła poranione wokół stygnie pustka
pachnie parafiną kuglarz cudów
woskowy romantyk
piętrzą się myśli po drugiej stronie w lustrach
śpiewa echo ma zimne oczy to już czas
na odlot
topor
|