po zmroku
nad cmentarzami nie ma takiej łuny
i nie unosi się już tamten zapach wosku
w oczach tych co zostali nie ma zadumy
nad grobami zawiśnie uścisk dłoni szorstki
jakaś modlitwa niezdarnie wyszeptana
wyreżyserowana zaduma z pochyloną głową
eleganckie wdowieństwo odświętnie ubrane
z mikrofonów ledwie słyszalne Boże słowo
za dnia wśród alejek istna rewia mody
wielobarwna czereda obłudy i zawiści
w kamiennych wazonach kwiaty bez wody
pod stopami szelest niezebranych myśli
dopiero kiedy ciemności nagrobki otulą
łzy spłyną jak rosa na kamienne płyty
tych którzy ciągle zmagają się z bólem
ukochane twarze widząc w napisach wyrytych
szybcia
|