Obława


I.

Wycie syren, błysk świateł szperaczy,
w powietrzu zapach obławy.
Bestie tropiące bezlitośnie szarpią
zerwane szmaty niosące naszą woń.
Stęchlizna, mrok, wilgotne ściany,
krwawiąca rana, my schowani.
W ruinach spalonej fabryki,
nic już niewartej, zapomnianej.
Jak my gdyby nie ten kamień.
Dlaczego Kochanie?
Dla paru kamieni Twe serce rozdarte.
Nasze życie było wcześniej coś warte.
Jak diament, którego teraz blask gaśnie,
gdy leży na wadze, a nasze szanse są marne.
Czy było nam źle płacić podatek od marzeń?
Czy warto było przekroczyć próg, doznać wrażeń?
Adrenaliny smak podniósł ambicje, uniósł życie.
Apetyt na szczęście przechytrzył serce,
dla paru chwil, gdy byliśmy na szczycie.
Otaczając się luksusem, licząc czas monetą,
bawiliśmy się cudzą krzywdą, kupując ludzkie dusze.
Z myślą, że ponad prawem stać nas na wszystko.
Obłąkani białym proszkiem, chcieliśmy sięgnąć wyżej.
Pieniądze, biała ścieżka, władza,
odbiera szacunek, powoli upokarza.
To nałóg, otumaniony rozum w pułapkę wpada.
Kochanie, czy byłam zła? Czy to moja kara?
Wypaliło się szczęście, stygnie żar, ogień wygasa.
Mogłam negować, nie dać zgody,
na twój sposób na życie.
Teraz zostaję z Tobą w ukryciu,
bez Ciebie nie wyjdę, nie cofnę czasu.
Lęk przyprawia o dreszcze wycieńczone ciało.
Dociera do mnie niepewność,strach, obawa.
My dwoje jak jeden organizm,
zjednoczone serca w jedną całość.
Zawsze razem, wspólne cele, marzenia.
Tylko śmierć jest w stanie rozdzielić.
Kruszy me serce zburzona nadzieja.
Jak mam dalej żyć?
Czy wyjdę cało z obławy ramienia?
Splamione krwią ręce, plugawe serce.
Ty zostawiasz mnie samą z moim sumieniem.
Dziękuję bardzo za takie zrozumienie.
W końcu nas znajdą, są coraz bliżej,
słyszę kroki w głuchych korytarzach.
W labiryntach przeszłości, zrujnowanych marzeń.
Obudzone duchy dawnych zdarzeń,
drętwieję w strachu, gdy sobie wyobrażę.
Płomienie trawiące ciała, burzące się ściany.
Walący się sufit, tony betonu i stali,
przywalonych setki istnień tamtych.
Po tylu latach, odgłosy śmierci,
krzyki rozpaczy, chaos,
nagły rozpad porządku rzeczy.
Wszystko co zaszło można zobaczyć,
odczuć na nowo, siłą wyobraźni.
Oni tu są, czekają,
chcą wybaczyć i zatrzeć ślady.
To co widzę odbiera mi równowagę,
miesza myśli, rzeczywistość i świadomość
jest za mgłą w oddali.
Historia tego miejsca przywołuje,
obracające się w zimny gruz,
moje gorące życie.
Zostawiasz mnie kochanie,
na pastwę moich lęków,
obudzonych koszmarów.
Mój gust, wyrafinowane wnętrze,
nie mogę patrzeć, nie mogę tego ścierpieć,
gubię granice między życiem a śmiercią.
Odczucia zmysłów, eksplodują we mnie.
To co mnie otacza,
twoja kamienna twarz mnie przytłacza.
Zabija mnie Twoje milczenie,
dobiegają odgłosy tropiących nasze sumienie.
To moja wojna z największym moim lękiem.
Nie wygram bez Ciebie.
Przewijają się przeze mnie demoniczne myśli,
piekła płomienie.
Gorąca głowa, a ja drżę, sinieję,
wokół tylko beton, zimne kamienie.
Chcę już zakończyć moje cierpienie,
uwolnić duszę z bram piekieł, sprzedaną.
Chcę razem z Tobą, odejść w nieznane.
Nie chcę już kamieni drogich,
poczekaj kochany na mnie.
Zapłaciłeś najdroższą cenę, za swoje pragnienie-
Swoje życie, moje jeszcze istnieje.
Odzienie w kolorze krwi Twojej,
nie daje nadziei, ujmuje tchnienie.


2012 Sławomir Michewicz


pinokio

Średnia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2013-11-26 15:16
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < pinokio > < wiersze >
Hania24 | 2013-11-26 18:19 |
koniec smutny ale jak prawdziwy obraz oddajeszo gangsterach ,tyle prawdy i rozczarowań wzniećć się na wyżyny i spaść z hukiem z piedestału,wspaniały scenariusz do filmu...pozdrawiam
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się