jego koniec wbity w beznadzieję
nie otruje już toksynami ze słów
nie umie ocalić od bezradności dni
nie ma moralności, pogubiony znów
pragnienie ma powstrzymać zło
by wybrnąć z destrukcji myśli
które kołują się w strachu
gonią szalone w anormalności
złożone z ciągów bezsenności
zatarte granice dobra miłości
pomiędzy szponami chorej nienawiści
pomiędzy martwymi zerami obojętności
a symbole końca się rozpierzchły
na wszystkie strony jak pchły
upadł w kolejnym odcinku życia
jeśli będziesz- nie dogoreje
żyletki chwil napawają końcem
a koniec wbity w beznadzieję
poznaje znajome ścieżki do piekła
istnienia słabe jak kartki na wietrze
niejedna droga zgubiona poddana wymiękła
w bagażu żalu skłębiła zatrute powietrze
pośród tego wszystkiego gdzieś jest
chciał pozbierać cały syf ten
dni podają znaki, czas w miejscu stoi
infekuje myśli, groźno wyje, ran nie goi
koszmary zniewalają nocą na jawie
żyje - nie żyje w ciągłej obawie
przystopowane czyny, splątanie myślenia
dzień ostatni, dzień braku dopełnienia
stratocaster
|