Goya się jednak dobrał z epoką
Na obrazie sławnym mistrza Goyi,
dwie strony naprzeciw siebier.
Jedna bezbronna,po części już uśmiercona,
druga się szykuje do salwy.
Te tłumy idące na śmierć,tak różnorodne.
Zjednoczone li tylko swoim heroizmem.
Naprzeciw pluton jednakich żołnierzy,bez twarzy.
Bezwolna machina mordu.
Po środku jeden z niewinnych skazańców klęczy,
osłania współtowarzyszy.
Ręce rozkrzyżował,rozpiął,wyciągnął do góry,
światło wokół niego,jak aureola bijąca,
on jak ukrzyżowany...
Chrystus.
Wzruszył publikę symbolem,
misztrz Francisco Goya.
Ale żył za wcześnie!
Żył w czasach, gdy tak naprawdę nic nie wiedziano,
o machinie mordu,
zwanej popularnie oddziałem.
Żył w czasach rozstrzelań,
ale nie komór gazowych.
W czasach masowych grobów,
ale nie krematoriów.
W czasach pacyfikacji,
lecz nie ludobójstwa.
W czasach egzekucji,
ale nie obozów.
Można by teraz pomyśleć.
Co gdyby mistrz Goya,
na świat przyszedł sto lat później?
Czy wtedy oddałby,upiorność masowej zbrodni?
Czy oddałby ją... Do-sta-te-cznie.
Szczerze wątpie.
Bo czy gdyby Goya,zamiast rozstrzelania powstańców madryckich,
zobaczył komory i krematoria Auschwitz.
To czy wtedy by znalazł dosyć patetyczny gest by oddać,
beznadziejne poświecenie milionowych mesjaszy,
padających w oparach śmiertelnego gazu?
I co wtedy by zrobił z twarzami oprawców?
Stanowiących część machiny,ale nie bezwolnych.
Ukryć ich twarze,jak twarze tych grenadierów?
Przecież się nie da.
Tak.
Gdyby Goya urodził się sto lat później,
nie zdołałby oddać upiorności mordu.
Musiałby rzucić pędzel,wobec tego zadania.
Ludobójstwa,niczym się nie da,
dokładnie przedstawić.
Dobrze jednak że Goya,
żył w romantyzmie.
Tadeusz_Gustaw
|