Eden
Niekończące pole zarasta zielonością
Trawa po cichu szumi
Piętrzące góry zaskakują swą wzniosłością
Ta sielanka niepokój mój tłumi
Pamiętam jak stałem przed śmiercią
Cierpiałem męki Twoje
Trzymając Cię za rękę
mówiłem
Mieliśmy być na zawsze we dwoje
Lecz stało się to co nieuniknione
Leżysz w białej pościeli
Oczy Twe w czerni zatopione
Mojego losu już nikt nie odmieni
Teraz leżę obok Ciebie
A w astralu nużymy się w bezkresnej zieleni
scrooch
|