cyklicznie
niezmiennie
po prawej stronie tylko cień
nie mogę go chwycić za rękę
myśli gdzieś gonią
wiatr je rwie
z upiornym światłowstrętem
monotonnie
po obu stronach stare lipy
depcząc kolorowy bruk alei
jak drobny żwir
cichutko skrzypi
dusza odcięta od korzeni
chronicznie
cień znów z tej samej strony
noc układam na lewym boku
róg kołdry tuląc
zamiast dłoni
zasypia cisza i wierny niepokój
szybcia
|