Historia bez happy endu
Los ją wyrwał we wczesnej młodości
Z troskliwych ramion rodzinnego domu
Za karę, że wierząc pierwszej miłości
Oddała serce i ciało byle komu
Tutaj wolała uchodzić za wdowę
Tam byłaby przecież panną z dzieckiem
Dziś, gdy siwe włosy pokryły skronie
Za cichutką jejmość uznana w sąsiedztwie
Wracając z pracy kupowała kwiaty
Na maleńkim grobie kładła obok znicza
To wątłe światełko było całym światem
A gdy go już nie ma nic się nie liczy
Co dnia z różańcem w zaciszu kościoła
Powierzała Bogu wszystkie swoje troski
Mimo że bardzo przez los doświadczona
W jej oczach nie było ni krzty emocji
W parafii nadszedł czas Wielkiego Postu
Przypadek czy może znów zrządzenie losu
Już niemłody ksiądz słusznego wzrostu
Podczas nabożeństwa kazanie wygłosił
Podniosła wzrok i nagle pobladła
To nie możliwe, jak rzeka popłynęły łzy
Jak zawsze wyszła z kościoła ostatnia
Czekał na nią z pytaniem- to ty?
Usiedli potem nad grobem syna
W cichej modlitwie w smutku szczęśliwi
Ona jak kiedyś śliczna dziewczyna
I on obok niej
Tacy nieprawdziwi
szybcia
|