Uważam, że ta dosłowność w pierwszym wersie jest absolutnie zbędna - nie wykładaj wszystkiego jak kawę na ławę, pozwól czytelnikowi się domyślać, bo na tym właśnie polega poezja. Druga sprawa: "lekarstwo oraz miód - wywar i karmel" - może zlikwidować myślnik i albo to co przed nim albo to co za nim, żeby uniknąć masła maślanego?
Trzecia sprawa, to oczywiście interpretacja. Czegoś tu nie rozumiem: z jednej strony jest mowa o dwóch ogrodnikach (dobrym i złym), na końcu podmiot wyraża nadzieję, że bóg jest dobrym ogrodnikiem. Kim są więc pozostali ogrodnicy? Czy utwór jest jakimś wyznaniem, że inni zaufali czemuś/komuś innemu od tego boga i się sparzyli? Ale jednocześnie porównanie ludzi do mleczy, które mają niewiele do powiedzenia w obliczu ogrodnika, sugeruje, że żaden człowiek nie ma kontroli nad własnym losem, że każdy jest kukłą w pełni uzależnioną od czegoś większego i z absolutnym brakiem własnej inicjatywy. Zastanawia mnie też ten utylitarny wydźwięk drugiej części - najpierw skojarzyło mi się z... obozami, gdzie przecież człowiek był eksploatowany do granic (włosie, wypełnienie do materaców, rozwój medycyny, mydło), a potem z jakimś fatum, które nad każdym ciąży, teleologizmem, że świat do czegoś konkretnego jednak dąży i każdy pełni jakąś rolę.
Sama już nie wiem. |