(nie)kobieta
odprowadziła wzrokiem dym z papierosa
aż zmieszał się z mgłą poranka
wiatr rozkołysał kolczyki
wilgoć osiadła na kosmykach włosów
oszronione źdźbła trawy
pod stopami skrzypią
z dnia na dzień coraz bardziej zmęczona
od ciężaru tego samego pytania
po nocy spuchnięte powieki
w jaśniejący horyzont wpatrzona
przez niezmienność każdego dnia
zapomniała być człowiekiem
nie pamięta jak to jest czuć się kobietą
niosącą na sobie ciężar podziwu
widziany w każdym spojrzeniu
nim jej twarz kolejne smutki oszpecą
wciąż miły śpiew kosa o świcie
i oby Bóg choć tego nie zmienił
szybcia
|