Płyń
Pod zamkniętymi powiekami,
obrazy bajecznie barwne,
wymalowane kolorami miłości.
Pod zamkniętymi powiekami widziała,
w obłokach obraz swego ukochanego,
i na uśpionych swych wargach,
drżenie czuła pocałunku.
Pod zamkniętymi powiekami,
krążyły jej obrazy marzeń miłosnych,
i w czerni pokoju,
kolory ożywiał jej sen.
A potem była przepaść,
przepaść głęboka jak studnia,
jej nieukojonego ciała.
A potem była przepaść,
i z przepaści dobiegał ją krzyk.
Krzyk był jak zimna stal,
Sztylet dobyty z ciemności.
A potem była przepaść.
A ona w nią powoli spadała jak głaz.
Na końcu zbudziło ją światło które...
Tak przeraźliwe było jak czerń.
Ta czerń to był krzyk.
Wyrywał ją ze snu...
Wyrywał z ramion wspomnienia.
Ta czerń to był krzyk.
A ona zbudziła się i poszła.
Z miłosnych snów,
wprost w niemiłosny dzień.
Szła przez dzień niemiłosny,
jak Ezechiel przez wody nurt,
z brzegu na brzeg,
Sennych marzeń i wspomnień.
Widziałem. A teraz widzę jak przez rzęsy.
I proszÄ™ jÄ…: wyrwij siÄ™.
Płyń.
Tadeusz_Gustaw
|