Ballada o nieobecnym Kapitanie


W starej tawernie siedzę już sam
Przy pełnej szklanicy stygnącego grogu
I na swej fujarce szanty cicho gram
Gdy nagle ona pojawia siÄ™ w progu

W swej białej sukni jak morska piana
I z głębią trwogi na bladej twarzy
Mówiąc że szuka od lat Kapitana
Którego okręt stoi przy plaży

Tęsknota była w jej drżącym głosie
A z oczu łzy kapały na dłoń
Chcę go odnaleźć pomóż mi proszę
Może był tutaj , na imię ma John

A barman spojrzał w moja stronę
I wskazał miejsce gdzie pali się świeca
Szarej jak srebro głowy ukłonem
Przed wyjściem w morze wrócić obiecał

Znałem go dobrze przyznać to muszę
Teraz aniołom swe szanty grywa
I wiem że dobrą miał Johny duszę
Więc po spokojnych już morzach pływa

A tu się płomień na świecy chwieje
W rytmie melodii z mojej fujarki
I z tego miejsca chłodem dziś wieje
I nie ubywa grogu już z czarki

Będę żeglował w wieczności całej
Po błękitnych jak niebo morzach
Nim ciebie ujrzę w twej sukni białej
By z tobą odpłynąć razem w przestworza


JanuszJerzy

Åšrednia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2016-05-03 00:00
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < JanuszJerzy > < wiersze >
kazap57 | 2016-05-03 18:59 |
w rytmie szantów - pozdrawiam
p_s | 2016-05-03 16:58 |
zagrajmy więc szanty! :-)
Ziela | 2016-05-03 09:33 |
Super ! Treść, metaforyka, rymy… Opublikuj !! 5+
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się