Jakby we śnie
Zawisła gwiazda na sznurku księżyca
I patrzy w jego oczy, zielenią parków się zachwyca,
Oddycha całym płucem wyiskrzenia,
To czerń na biel się wymienia.
Och, jeszcze cisza wyolbrzymiona
Nie schowała się do szafy,
Trzeba będzie ją zarchiwizować,
Daty krańcowe namalować
Na odwrocie gałek ocznych,
Na koniec parę tematów pobocznych.
Och, a w poranku,
Co namaścił kroplami południa
Cały dzień, odnaleźli siebie
Po trudach i znojach.
A potem razem poszli po wybojach,
Wsiedli do tramwaju sprzed wojny.
Zawisła gwiazda na sznurku księżyca,
Skrzydła anioła przemyca
W cichym kącie dla śmiertelników.
A na łące snów szukamy migotliwych klejnocików.
kwaśna
|