cisza
odchodzisz
jak o szybę uderzające krople
budzące szepty
czuję dreszcz na twoją letniość
jakby dotyk nieporuszonych w niej atomów
jest w nas tyle ślepych miejsc
niczym otwartych oczu
młodych lecz od wieków martwych ciał
pochowanych w mroźnych głębinach północy
choć mieni się po raz pierwszy
okiennicami do jednego paska zwężona noc
przy jednym nieznacznym uniesieniu głowy
duszę przenika czerń
ślepnie na jej tle
jak światło lampy naprzeciw najbliższej gwiazdy
milkną twoje usta
złożone w echu nadchodzącej pierwszej sekundy
czasu zatrzymanego na nigdy
milknie cisza
którą burzyłaś mnie wczoraj
cisza nie milczy
|