Jesień truchleje
Każda myśl o tobie to krzyk rozpaczy
Gdy chłód się wdziera każdą szczeliną
I nie chcę
Nie mogę
Nie umiem inaczej
Wyrazić uczuć które we mnie żyją
Wydziergam szal z przędzy babiego lata
Żeby mnie otulił w samotne wieczory
Codzienność to dwa równoległe światy
A każdy do mnie twoim głosem woła
Egzystencja wypełniona bólem rozkoszy
Bombarowana co chwilę gradem kasztanów
Już nie wiem czy mam żebrać czy tylko prosić
O kilka słów wieczorem lub rano
Przeraża mnie myśl że znikniesz nagle
Zanim w drzewach zgaśnie ogień kolorów
Truchleję
Kurczę się
Już nie ma mnie prawie
Oddałbym wszystko za kilka chwil z wczoraj
szybcia
|