Podział doby
Poranek przejrzysty.
Słońce tuliło chłód ojczysty
Do gałązek już całkiem nagich.
Wszyscy błyszczeli nadzieją.
Popołudnie dziwne.
Słońce przestało grzać sztywne,
Jakby nagle umarło,
To niebo kokosem dymów się starło,
Lecz to błędna diagnoza.
Wieczór mglisty.
Księżyc, choć ogromny, to nieoczywisty,
Zakryły go chmury ciężkich westchnień.
Wszyscy wędrowali wśród dolin i wzniesień.
A noc perlista.
W oku łza szklista, niewidzialna.
Za chwilę nadejdzie dzień.
Przyniesie blask? Przyniesie cień?
kwaśna
|