Prawda nieco miłosna
Zapada zmierzch, ropieje dnia wybroczyną,
Stacza się głaz zimny ze wzgórza muchomorów,
W ciemności nie widać wszystkich kolorów,
Splątani surową jeszcze pajęczyną.
Spadła gwiazda, przecięła jak miecz
Kołtun wszystkich snów.
Wypadły z wazonu życia wiązki słów
Z łacińskiej kultury.
Spadł księżyc, wbił się jak sztylet
W serce i w duszę,
Uśmiercił jabłoń, uśmiercił gruszę
Ze wspomnień i marzeń sennych.
Zapadł zmierzch, zaropiał cały,
Szczęśliwy ten, kto ocalały
Ostał się w zawierusze za oknem,
Tu nawet ciepło, tam całkiem okropnie.
Łza spływa z oka, jej życie moknie
Podczas deszczu smutków, podczas deszczu bólu.
Dłoń pomocną wyciąga senny kochanek -
Tym kochankiem budzący się poranek.
kwaśna
|