Przed kominkiem

Zawsze o wieczorze,
zasiadam pośród gałęzi,
zrywam liście pytań i robię z nich skręta.
Paląc go tylko pogłębiam,
chorobę egzystencji.

Gdy już oczami nie widzę,
czuję węchem,
kiedy i tego zabraknie,
chodzę po omacku.

Nigdy nie jestem pewien czy w błoto nie wejdę,
Czy nie spadnę w przepaść
łamiąc sobie nogi.

Senna rzeka czysta jak łza dziecka,
smar bulgocze w garnku,
lalki na kominku siedzą
z uciętymi sznurkami.
Nie poruszą się więcej.


Średnia ocena: 10
Kategoria: Inne Data dodania 2017-06-22 12:05
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się