Zwichnięta wiara
Noc powoli już zaczyna ustępować
Dzień w widnokrąg wciąga ciemność coraz znaczniej
Świat jakby na nowo zaczął się kreować
Oczom wpatrującym się w zarysy bacznie
Słońce powoli ze snu budzi stworzenia
Innym daję trochę siły i wytchnienia
Po nocnej katordze w walce o przeżycie
Dając więcej widoczności już o świcie
Nie wynagradza mi łez żadna z uciech
I nie pomaga często zwichnięta wiara
Kocham każdą częścią swego ciała
Widok zza okna, gdzie wciąż toczy się życie
Nie zapominam, choć to dławi na wspomnienie
Że czas przecieka nam przez palce w oka mgnieniu
Czuję więc często w głębi serca rozdrażnienie
Tym bardziej patrząc w twarz staremu pokoleniu
Jak do tej pory śmiało mogę wnioskować
Choć może nieraz lepiej jest nie zapeszać
Że dużo czasu mam jeszcze przed sobą
I mogę nim śmiało dysponować
Śmierć czyha zewsząd wcale nie z ukrycia
Odbiera życie jakże bezcenne
I nie ma rady, moi mili
Jedynie modły może nie są daremne.
Zloty5
|