Może w końcu drogi
Strup odmowy zaswędział, skóra poranku
Doznała świądu przy senności, w szarości
Zmieniła się w słup słony, łza z rumianku
Spłynęła na dłonie, potem na podłogę,
By oczyścić z chwastów doczesności drogę.
Rozlała się fala zrozumienia w słowie: rozumiem,
Przepłynęła jak rzeka przez miasto całe, w tłumie
Nie widać już łez, nie słychać już szlochów,
A osadzeni opuścili cele nędznych lochów;
Jeszcze tylko ostatnie słowa spływają w zamęcie.
A na rozstaju dróg, na tymże niebezpiecznym zakręcie
Spotkały się dwa miecze, spotkały się dwa żywioły;
Może zaiskrzy, może nastąpi pozytywności spięcie
I rozweselą się szare dni, i rozweselą się szare noce,
I nadejdą czyste, słoneczne, krystaliczne moce.
kwaśna
|