Szczęście na kamiennych schodkach

ostatni skrawek słońca znika za horyzontem
zabłąkany ptak jak strzała
wpada w liście dzikiego wina
niedzielne myśli okryte świąteczną szatą
patrzą w dal żałują tego co odeszło

na pobliskim drzewie złamaną gałęzią porusza wiatr
witam drewnianą ławkę zmęczonym oddechem
gładka powierzchnia stawu obrośnięta liliami
woda znaczona iskierkami gwiazd

cień wtoczył się na wierzchołek wierzby
wytarta z zieleni łąka pozbawiona wiary
z mgłą wygląda jak zjawa
obudzi się rankiem okryta kolorem
zadziwi kropelkami roziskrzonej rosy

idę w stronę domu z pragnieniem by szybko zasnąć
może kiedyś uporam się z tym co w sobie noszę
noc ciemna – wyrażam jej wdzięczność
nikt nie widzi łez które obrysowują kontury twarzy

w stronę nieba kieruję ojcze nasz z prośbą o spokój w ojczyźnie
najświetszą panienkę błagam o zgodę w rodzinie
wierzę w Boga – to czas aby gniew nie nawiedzał serca
dziesięć przykazań przypomina by wyprowadzić zło z myśli

na schodkach cichy głos
mamo martwiłam się – proszę
nigdy nie wychodź nocą sama
wtula mnie w ramiona –
w takiej chwili słyszę jak miłość śpiewa

szczęście na kamiennych schodkach


Irena

Średnia ocena: 6
Kategoria: Inne Data dodania 2017-12-29 19:09
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Irena > < wiersze >
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się