kolejne koło
kiedym z gruzów zbierała resztki swojego marzenia
o szczęśliwym i beztroskim życiu pierworodnego
a z rozpaczy wbijałam głowę w dawno zamurowane drzwi
jednych z dwojga posiadanych podówczas do wyboru
konieczność odzyskanie wstępu do normalizacji
zdawała mi się czymś ponadczasowym
nie ulegającym przemijaniu i dyskusji
nie mogę wciąż pojąc jak mogłam
przestronny przedpokój w którym można witać gości
z szeroko rozpostartymi ramionami
kto inny rzekłby kordialnie
oddać na rzecz dwu niewielkich klitek
z których jedna służyć musiała za jaskinię
niedorzeczną kryjówkę wierzchniego przyodziewku
tak i kiedym z księżycem dni temu nawet nie dziesięć
spiskowała
przeciwko starym skrzypiącym drzewom
rzadko już obdarzających mnie jakimś tam
i tak na bieżąco spożywanym plonem
przeczuwałam wszelako że nadejdzie dzień gdy okradną mnie
z wątpliwej przyjemności wykonania wyroku
i poddając się działaniu
wiatru porywczego padną
biorąc zemsty niechybną radość
w delikatne begonie bladoróżowe
miast czekać na piłę i moje nad nimi się pastwienie
cierpkim owocem naśmiewają się z mojego jasnowidzenia
wtulając martwe szczątki w duszące się pod ich ciężarem delikatne kwiecie
ileż to razy w życiu
wybieramy nie tędy drogę
a uciekając przed sobą nieopatrznie i tak na siebie wpadamy
jak meteoryty czy inne kosmiczne materie
a w spotkaniu tym mimo bólu odnajdujemy spokój
doznając olśnienie iż i bez naszego udziału
potrafią sobie poradzić jako tako
a może i lepiej niż nam by się to wydawało
ileż to razy widząc upadający gmach jeszcze mu pozwalamy
potrwać w tym stadium ku następnemu
nie czyniąc nic by nie ucierpiało na upadku całe drobne wokół niego istnienie
i ku własnej stracie zmierzając niechybnie czekamy na dalsze zyski
i nie mów mi błagam- takie jest życie
nic mimo wszystko zrobić nie mogłeś
uczymy się na błędach czy coś tam takiego
wiem jedno znów zatoczyłam koło
tym razem wymagało to tylko i aż lat pięciu
następne może być ciaśniejsze
aż za którymś razem…
STEWCIA
|