Olympiada

Czy wiesz, mój drogi, cóż jest takiego
Bruzda Atlantycka?
Podejrzewać śmiem, iż nie za bardzo
Przyjacielu Miły.

Bo widzisz, to ‘czem mówię jest ledwie
Wymysłem poety
Marnym symbolem wśród słów i myśli
I cienkiej twórczości

I niechaj Cię nie zmylą te słowa,
Nie o mnie one.
Nazwiska, darujesz, nie podam
Bo co ono Ci powie?

A ja, wyłóż to sobie, mój gościu,
Nie myślę w tej chwili
Dworować sobie i żarty stroić
Z tych co są bez winy.

Jaką Ty winę ponosisz, bracie?
Już wyjaśniać spieszę.
Grzechem Twoim jest deptanie kwiatów,
Pogromco kolorów.

Ty, co jednego z Achajów szeregu
Przypomnieć mógłbyś
Skryte pod skórą męstwo zdałeś
Urokom kurewskości.

Poniosło mnie, wybaczenia proszę.
Nie piszę by kurwić,
Przecie, lecz by zganić potępieńca,
Bestię naszych czasów.

A tak, bo żaden kodeks twych zbrodni
Takimi nie nazwie.
Postanowiłem błąd ten naprawić
I zanieść Ci zgubę.

Ja wiem, mój panie, że nie obejdzie
Mrocznych myśli Twoich
Moje posłanie. Rzekłby czytelnik:
„To pismo bez celu!”

„Nie” nie odpowiem, mam inną obronę.
Zważ, wierny czytaczu,
że choć praca celu pozbawiona
Raduje skończona.

I Syzyf pokonawszy głaz byłby
marzenie swe spełnił.
A zgadniesz, niemiły już przyjacielu,
Po co to komu?

Wracając jednak do sprawy sedna,
Które wciąż umyka.
Zarzucam Ci ponadto, żeś zadrwił z
Pieśni nad pieśniami.
Z Twojego powodu zginął Werter,
Ty pociągnąłeś za
Strunę łączącą palce z sercem,
Łączącą spust z palcami.

Prawdą jest, że nie Ty rozdzieliłeś
Romea i Julię.
Ty ich złączyłeś w niecnym zamiarze,
By spić się na stypie.

Z Tobą zawarł Stogowski lichy pakt
Zrywający włosy
Z równie Twojej młodej głowy Marcina.
Również z mojej, bo

Twą łaską okryty, stałem się pchłą
Trawiącą Zło i Krzyk.
Należą się kolejne podzięki
Za ilość mar w lustrze.

Byłem przy tym jak zasypywałeś
Ognisko radości.
Rozrzuciłeś kamienie i węgiel
Nalałeś do żaru.

Widziałem kiedy rozprawiałeś się
Z tłumem muzykantów
Podarłeś struny, połamałeś smyczki
Ukradłeś nuty.

Nie zobaczyłem tylko jej płaczu,
Nie słyszałem jęków.
Umknęły moim zmysłom te godne
Zemsty różane łzy.

Wszystko uczyniłeś jednym ruchem.
Reszty dokonał wiatr
I gałęzie i ramiona wiatraków
I ich korony.

Dlatego, choć zło Twoje ogromnym,
Nie mogę liczyć na
Sławę, rozgłaszając je wśród ludu.
Bo powiedział mi ktoś

że czynić z Twej osoby ikonę,
To jak muchę stawiać
Za symbol wędrowania w przestworzach.

I oto jest zemsta.


Baca

Średnia ocena: 10
Kategoria: Przyjaźń Data dodania 2006-08-18 23:35
Komentarz autora:
Napisz wiadomość Dodaj do listy znajomych Strona glówna < Baca > wiersze >
Radosław1986 | 2006-12-27 03:19 |
ano."Bagnet na broń i jeszcze do wyłomu!":) nazwał bym ten wiersz zemsta duszy nad ciałem...okazuje prostotę ludzkš i ich niedocišgłosci,okazuje w pełni obraz tego co człowiek musi, a co czlowiek chciałby co by chciał On a co chciała by dusza która chce dobrze, a po przeczytaniu wywołuje bunt ciała unoszšcego sie smiertelnika NAD wiecznosciowym przesłaniem jego "duszy" a raczej ciała bezserca.Okazuje œwietosc wiersza i jest częsciš mojej obrony,obrony Naszej i Naszych œwiętoœci obrony jak juz powiedziałem duszy nad ciałem,wiecznoœci i œmierci.Byc może przesadzam ale moje odczucia w tym wierszu sš bardziej znaczniejsze od słów które chciałes przekazać i po których w pełni odniosłes sie w tym wierszu.pozdrawiam brat i czekam na inne utwory równie ciekawe,chociaz nigdy nie niezrozumiałe dla wszystkich:) pozdrawiam
Kara Kaczor | 2006-08-19 12:05 |
łoł, zaniemówiłam! To jesy dopiero poezja. Wyjštkowy utwór - daaaawno takiego dzieła ie czytałam. Gratuluje i pozdrawiam.
Kara Kaczor | 2006-08-19 12:04 |
łoł, zaniemówiłam! To jesy dopiero poezja. Wyjštkowy utwór - daaaawno takiego dzieła ie czytałam. Gratuluje i pozdrawiam.
Brak komentarzy
Aby dodać komentarz zaloguj się
E-mail Hasło Zarejestruj się