Już spokojnie
Kilka pięter nade mną
mieszka Jutro i Nadzieja
A tu przez otwarte na oścież okno
wiatr w figlarnych swawolach
narwawszy puchu z osiki
niesie flirtując z nimi
kochanek nieokiełznany dziki
i rzuca nie tylko pod nogi
jak garściami kwiecie
dziewczątka na kobierzec
stąpającej eucharystii
w równie skwarne
duszne południa godziny
ceremoniał krwi i ciała pańskiego
złożone wyznanie wiary
wystawia Pan na próbę
tak łatwo było w tłumie
uklęknąć i wyrzec słowa oddania
wróć męstwo deklaracji składanie
Kilka pięter nade mną
mieszka Odnowa z Finezją
a tu przez otwarte na oścież okno
dzwon co odprowadza umarłych
powłóczystymi tonami za miasto
włócznią rozpaloną wbija się w duszę
i ponagla do drogi
odnależć więc muszę
sandały i laskę ująć mocno w dłonie
nie wiele mam siły
resztek ni grama uronić nie mogę
dzwon bije, bije na trwogę
kapłan bosy
przyszedł
z Jezusem
już spokojnie
cichną dzwony
na jodłowej górze
Kilka pięter nade mną …
a tu w otwartym na oścież oknie
para nieulękłych gołębi
rozkruszywszy w cierpliwym dziobaniu
czerstwej bułki część wcale nie małą
zebrała z parapetu okruchy
i poleciała do gniazda nakarmić młode
a parapet wcale nie głuchy
zapamiętawszy rozbiórki dżwięki
składa je z moimi lękami
w treść wieczornej piosenki
Kilka pięter nade mną
gołębie czynią ptasie mleko
STEWCIA
|