mniejszy brat boga Re
zza gęstej kotary dżdżu
na niedokończone żniwo
nie spływa blask
jasnością bijącego oblicza
ledwie widno dookoła
i nieco we mnie
przeżroczystości
spojrzenia pozostało
młodszy brat boga re
pozostawiony na warcie
wytrwale pełni służbę
mijam go
jego czas jeszcze nie nastał
i ja uciec pragnę od zmierzch
w gęsty cień boru
pogubiona w mroku
pośród dnia
w dygocie i jękach świszczących gałęzi
i rozpruwanych nitkach pajęczyn
upadam bezsilna
w dziecka obrazek co ożył
i dorysować próbuję
choćby jeszcze jedno
maleńkie żdżbło trawy
pomostem ponad przepaścią
złudzeń i marzeń
gdzie jesteś
czy byłeś
czy mgłą nocy letniej odpłynąłeś
czy majakiem spłoszony
sierpniowej burzy hukiem
czekasz na kolejny sen
w aksamitach rozczulona
zapachem deszczu i mgieł
w kolorycie stawiającym na baczność
już wiem
słodycz spijać można w każdy czas
byle kielich był pełen
STEWCIA
|