Pieśń o piczach
Opowiem dziś Państwu historyjkę małą,
O kilku piczach, co to się kochają.
Więc jest ich cztery, jak pory roku
I nic nie zdoła przebić ich uroku!
Choć każda inna jedność tworzą razem
I zastąpić je można jednym wyrazem.
Picze, bo o nich mowa
Są wyjątkowe i w tym tkwi ich uroda.
Majowa i Anna,
Julena z Oleną.
Pod tymi nazwami dziołchy się kryją.
Zacznijmy od końca, bo ktoś kiedyś mawiał,
że ten kto na przedzie na ostatek zawsze spada.
Więc proszę Państwa o Oli dwa słowa!
Jest to nasz Narcyz, zakochany w sobie.
Maślaczy się ciągle, na chłopców spogląda,
Ale tak pięknie to to nie wygląda.
Bo choć zdjęć swoich ma ze dwa tysiące
To sama przebywa na życiowej łące.
Julena – człek niebywały
I zawsze nadzieje się w niej pokładały.
Jeszcze nas nigdy nie zawiodła.
I zgodnie ze swym planem Gara uwiodła.
Teraz se żyją jak małżeństwo stare,
Tworząc nam tutaj malowniczą parę.
Anna – mimoza.
Jak koza do woza
Na Śląsk ma pociąganie,
Bo tam właśnie mieszka jej wielkie kochanie.
Ale już wkrótce ten stan ma się zmienić,
Bo Remik w Poznaniu zamierza się osiedlić.
Będę więc wreszcie razem na stałe.
I skończy się wreszcie ich małżeństwo białe.
I na ostatek została Majowa,
Bo największa z niej picza wołowa.
Ma ona w sobie coś bardzo dziwnego
I przyciąga do siebie chłopa każdego!
Bo ze statystyk tu wykazanych
Wiadomo jasno, że na tego Burka jednego
Leci co półtora chłopa każdego!
I tym akcentem małym poemat zakończę.
Zamilknę na wieki, bo to, co w nich najlepsze skrywają w sobie
I odkryją tylko wyjątkowej osobie.
My o nich wiemy, ile nam powiedziały,
A reszta niech zostanie dodatkiem do ich chwały!
Marżalena
|