Noc ostateczna
Zadrżało niebo samą ciszą przeniknione i błękitem
w mocach niebios zawahały się chwilowo boskie cele
zatęskniły góry do wolności co pachnie jałowcem
mgłą dywany ciszy szept im wiatru ściele
Lasy pogubiły się w zamiarach już nie oddychają
i w agonii listowie szepcze requiem brzozom
nie podnoszą się drogi ku wybranym stopom
echo łka melodię niosąc ku wąwozom
W nostalgii utulone obłoki wciąż białością grzeszą
lecz zrezygnowane ustępują miejsca ołtarzowi słońca
opadają ku ziemi pobratymców powitać ochłodą
i pozostać tam z nimi stworzyć początek dla końca...
A słońce powoli gasi knotki
blaski każdego smutnego poranka
czas na sen dla świata
księżyc nie zaświeci
w mroku będąc obecnym
strażnik bez kaganka
jowok
|