ballada o nadziei
w górskim potoku smutek płynie
wylany łzami błekit oczu
wieści roznosi o dziewczynie
siedzącej na skalistym zboczu
uschnięte kwiaty ma we włosach
w warkocze z żalu zaplecione
w zwiewnej sukience,całkiem bosa
trudem dni pomarszone dłonie
Wpatrzona w mały punkt na niebie
który wiruje boskim rytmem
ostatnie chce z nim oddać tchnienie
opaść jesiennym życia liściem
Jedna nadziei myśl ją trzyma
w otchłań zanurzyć nie pozwala
most nad przepaścią z gwiazd uwiła
i wielkim wozem podjechała
Z piór białych strzelił rączy anioł
aż się rozbłysło całe szczęście
z sercem na dłoni stanął za nią
i nowe jej odnalazł miejsce
Scieżkę do domu mchem wyścielił
by bosych stóp nie ranić marszem
obiecał skrzydłem się podzielić
gdy gdzieś w pół drogi znów upadnie
Wyśpiewał hymn na cześć istnienia
ptakiem zatańczył nad jej głową
siłą nakarmił przebaczenia
i podarował drugą młodość
Nigdy nadziei nie trać z oczu
Z myśli przenigdy nie wyrzekaj
byś siedząc kiedyś na tym zboczu
anioła swego się doczekał
finezka
|