zakłamanie o nicości
kolejny raz
deszcz meteorytów
wypluwany codziennie
z wykończonych ust
zajął miejsce piasku
w prywatnej klepsydrze
i znów
nie potrafię choćby
p r z e c i n k i e m
zakończyć siwiejącej opowieści
gdy nad jasną powłoką skóry
zaduma wyrywa mnie
ze snu
parzysty krąg czerni
napiera na wyblakłą tarczę
k s i ę ż y c a
gdy ja dalej szczękam zębami
wgryzając się coraz głębiej
w schody prowadzące od arkadii
w stronę przeszłości
z nadzieją
że tym razem zdążę
na autobus do nieba
bzdura
|