Kolejny pasażer
ulecę w bezkresną przestrzeń zapomnienia
tych, których w życiu jedynie kochałem
swoją nawiną i prostą miłością,
jak liść niesiony wiatrem w czas jesienny
zniknę im z oczu w bez postaci tłumie,
bez śladu powoli wykruszę się z serca
w nich pustka jak próżnia zapełni się szybko,
a we mnie pustka ziać będzie jak czeluść,
w którą zapadnę się sam, zupełnie jak gwiazda,
gdy wypalona kończy swój żywot niczym czarna dziura -
z blasku przemienię się w ciemność
boję się tego,
boję samotności,
że mój epizod skończy się nim zaczął,
że dnia na dzień więź ta niczym lina,
przerwie się coraz to większą rozłąką,
przepali w bezkształt lichego popiołu,
którą byle podmuch rozniesie po polach
bo wolne obok miejsce,
tak jak to w tramwaju,
zapełni zupełnie ktoś inny
kolejny pasażer
Adnotacje
|