wrażliwi brudni zmarznięci...
na ulicy znowu ich widziałam skuleni bezradni
oczy mają wbite w ziemię idą przed siebie drogi nie widzą
smutną wolnością zamyślenia
ścieżki swoje przemierzają
tak po prostu dzień jak co dzień myślisz
zwykły szary nijaki jednak nie dla nich
każdy od siebie się różni
różni przetrwaniem
zima piękna mróz chwycił przecież tak romantycznie
serce twoje płaty śniegu rozgrzewają koją
ich przerażają są głodni brudni zmarznięci
ty twardy czysty i wierzący
zbliżam się sercem do nich
dla ciebie to jest zbyt blisko
człowiek mówisz jesteś-oni tylko bezdomni
do kościoła jutro pójdziesz
dla nich wstęp wzbroniony
spod śniegu puszek nie widać znów zasypało przymroziło
dziś chyba znowu nie zje ciepłej strawy
noc kolejną przetrwać do jutra
aby do wiosny teraz mróz bezlitosny
z nimi po raz kolejny zatańczy
przechodzisz obok głuchy
własnymi drogami zahipnotyzowany
oni słabi bez walki się poddali
bezdomni niewidzialni dla innych
samotni bez nadziei i nie kochani
przez życie na bok odrzuceni nikomu nie potrzebni
mojemu sercu jednak zawsze bliscy przyjaźni
Boże dopomóż
dopomóż zwalczać ślepotę i obojętność ludzi
podszepty_gor
|