Historia pewnej znajomości
Tam, gdzie się kończy dzień o świcie,
historia pewna raz się działa:
on kochał ją nad własne życie,
a ona jego znać nie chciała.
Urody była wprost nieziemskiej,
jak w kropli rosy twarz księżyca.
Kto raz ją widział, zawsze tęsknił
do jej śnieżnobiałego lica.
Lubiła polne kwiaty zrywać
i pleść z nich wianki kolorowe.
I nad strumieniem przesiadywać,
rzucając kwiaty w kryształ wody.
Taką ją pierwszy raz zobaczył.
Podobną nimfie, w cieniu drzewa.
Nie podszedł, nie chcąc jej wystraszyć,
ale co czuł, już dobrze wiedział.
Z drugiego brzegu patrzył na nią
i ciągle myślał o jej twarzy,
o której - całą ją kochając -
każdej bezsennej nocy marzył.
W końcu oboje się poznali,
gdy nad strumieniem obok usiadł.
O wielu rzeczach rozmawiali,
między innymi o uczuciach.
Kiedy wyjawił jej, co czuje,
wszelkiego szczęścia los go zbawił.
- Ja Ciebie nad życie miłuję!
- Ja proszę, żebyś mnie zostawił.
Dla niej poezji stał się mistrzem,
dla niej każdego dnia się budził.
Dzielił z nią myśli swe najskrytsze.
Trawiony ogniem, wciąż się łudził...
Nie mógł uprosić żadną siłą,
teraz samotnym nurtem płynie...
Ona się nazywała Miłość,
a jemu było Strach na imię.
22 XI 2004
Metis
Metis87
|