przedpołudnie
słońce zagląda do mnie w sposób paskowany
odbija swój własny kod kreskowy na ścianie. temperatura
w spoczywającym długopisie wzrasta
zbytek szczęścia XXI wieku nagrzewa się
wszystkie kabelki, mikroprocesory płoną
twoje włosy są brudne, a ty chcesz je odświeżyć śmierdzącym żelem
ten poranek zaczął się źle
śniegowe-kukurydziane płaszczyzny są nieodporne na mleko wapienne
a ona otwiera lodówkę enty raz, nic tam nie ma, marzenia nie potrzebują chłodzenia
wiosenne niebo lekko z nas drwi, chmury zdezerterowały, żar leje się z góry
nieznośny telewizor powtarza te same głupie kreskówki
poranek miał być taki dobry. pachnący mgłą, lasem i wielką wodą
muzyka staje się uciążliwa, stajemy się podatni na ciśnienie
mniejsze niż trzy nie dzieli się na dwa
zgłaśniam starą empetrójkę mamy
klik klik klik klik nawał pracy to rzecz nieprzyjemna
chciałoby się rozłożyć na zielonej trawie, nie lubię takich poranków.
alternatyfka
|