90 dni
policzki cieszą się
do słońca,
choć wiatr oziębia
nieznośnie,
skib cmentarz
usiany na polach
nie prędko makami porośnie,
drzewa przycięte
na łysą modę
zdobią już tylko wrony,
spękane dłonie
usilnie walczą
grabiąc liściaste tony,
turkoczą ciągniki
a piły warczą
z pniami obfitymi w słoje,
drwa i węgliki
dźwięczą przy domach
by ogrzać wszystkie pokoje,
motyle dni spędzają
ostatnie
wśród kwiatów
śmiertelnie chorych,
w aptekach kolejki
czyhające leku
na atak jesiennej pandory,
śpiewy umilkły,
piękno wygasa,
śniegi we snach odwiedzają,
choć przygnębienie dopada duszę
to barwy ją zachwycają,
w tym całym smutku
i przyszłym chłodzie
nasze neurony się gubią,
a ostatecznie
spojrzawszy głębiej,
czar wdzięczny tej pory
lubią.
Ccclaudia
|