J.
nakręciłeś pozytywkę, zaczęła grać
spuściłeś psa ze smyczy, zaczął się łasić
napełniał swoje nozdrza Twoim słodkim zapachem
nie wiedząc jeszcze jak będzie pragnął się nim
zachłysnąć
pozytywka rozbiła się, pies zdechł
ale zapach jego mokrości
wciąż przyprawiał o dreszcze
nie było to Mont Blanc
ani suchy przestwór oceanu
kilka wieczorów, minut, uniesień
rozmagnesowana igła drżała
trzymała się brzegu nad przepaścią
pragnienie wyjątkowości
w czyiś oczach
Ty tak pięknie...
wiedz że biegłabym do Ciebie
klękałabym przed Tobą napawając się kształtem
Twojego profilu
starłabym Ci z oczu sen i smutek i śmiech
chciałabym Cię całego mieć -
niszcząc samą siebie
przez pokorę byłam przystanią po wojażach zdobywcy
jak małe źródełko (nie)nasycenia
Duma moja i Rozsądek
każą stać w miejscu
nade mną wieją porywiste wiatry, mierzwią mi sierść
nie chcę Cię krzywdzić moją uległością
choć dotyk Twój jak miód lipowy
błysk w oku, szept, gęsia skórka, bicie serca
to zatrzymałabym je, skórę wygładziła
jakbyś był narkotykiem a ja
usilnie próbowała iść na odwyk
(stoję już w przedsionkach)
alternatyfka
|