Drwal
Drwal jest, co ścina drzewa,
wielkie, sękate,
omszałe i mocne jak on.
W jeden dzień robi wykrot,
ze swym ogierem czarnym,
jak diabeł silnym
co świtem bladym,
gdy idą do roboty,
puszcza parę z pyska,
jak lokomotywa,
budząc ptaki ranne
Zwożą z gór skalistych
z wysiłkiem i w błocie
ogromne pnie,
potrzebne ludziom
w tych czasach mglistych
a kiedy skowronek nad polem
swe trele głosi
on je ser biały,
jak chmury nad głową,
a chleb ma żytni,
ciemny jak cień,
co wytchnienie daje
popija kwasicą,
co mu żona dała,
bo lubi,
i siedzi, by odpocząć krótko,
i duma
jak to będzie
w przyszłości?
syna nauczyć musi,
piłę ostrzyć,
siekierę będzie miał,
za nim kto nosić,
pomocnika będzie miał,
bo ukochana jego
jest przy nadziei.
Z fajki nabitej świeżo,
aromatyczna leci chmurka,
i oczekiwania chwila się dłuży,
widać jak nikną
w powietrzu kółka.
I stało się którejś nocy…
Ale co?!
Drwalowi urodziła się córka!
Księżniczka krucha,
co piły nie będzie ostrzyć
i siekiery nosić…
ogierowi czarnemu,
będzie najwyżej warkocze pleść
I on, ze swą szczęką kwadratową,
nisko opuszczoną,
drapie się, aż iskry lecą,
po szczecinie rudej
i cieszy się, że urodziła
mu się córka,
bardziej niż gdyby to był syn
i kocha ją nad życie,
bo nie ma miejsca,
dla dwóch drwali
w tym lesie ciemnym.
Adaniel
|