spacer
Kominy wypluwają sadzę
Rzucając na śnieg czarne piegi
Na spacer za rękę naiwność prowadzę
Marzenie w stronę słońca wysłałam na przeszpiegi
Wydeptałam już ścieżkę do ciszy
Tam pola śpią w czystym puchu
Moje narzekania tylko wiatr usłyszy
Drzewa stoją zmarznięte w głuchym bezruchu
Wrócimy jak zwykle gdy się ściemni
Nie będzie widać brudów tylko w oknach życie
Tego wyciszania mój trud daremny
Jutro znowu własnej duszy usłyszę wycie
szybcia
|