Bezsennosc
Cztery blade sciany
W umysł strach wplątany
Wszystkie swiatła pogaszone
Cienie w mroku przyczajone
Ich szponiska w moją strone
Moje ciało roztrzęsione
Mimowolnie zniewolone
Myśli pędzą w jedną stronę
Chce zatrzymać je!
Nie mogę…
Coraz bardziej przyspieszają
Jak piorunem ostro walą
Prosto w umysł mój trafiają
Dręczą męczą
Spac nie dają
Czy to jest nieuniknione
Ze tak pędzą w moja stronę?
Moje serce przerażone
Moje usta rozchylone
Twarz schowana w obie dłonie
Prawie płacze
Prawie krzycze
Czy gdy strzelę się w policzek?
Dadza spokoj?
Otrzeźwieję?
A tu dalej czernią wieje.
Precz!
Wynocha!
Bo zwariuje!
Ale to nie ustępuje.
Czy to karaza złe czyny?
To dręczenie
Te godziny
Niech opadną me powieki
Niech się oddech uspokoi
Zasne ja i moje lęki
By się jutro znow odrodzić.
TeQuila
|