Dopełnienie
Uwielbiam zawsze chwilę, gdy na szczycie stoję
I już wspinaczki trudów żadnych się nie boję
A choć zmęczenie mocno w znaki mi się daje,
Ciało me dalszych wyzwań żądac nie przestaje.
Widząc piękne doliny zachwyt się wyzwala
Jeżeli oczywiście pogoda pozwala.
Mimo że nieraz strachu pełne są me oczy,
Niespodziewana czasem lawina zaskoczy,
Walczyc nieraz z pogodą: mrozem, śniegiem, słońcem,
Wiedzieć że ruch niepewny może być mym końcem,
Bo czuwać trzeba ciągle z każdym nowym krokiem
I modlić sie by dotrzeć do celu przed zmrokiem
To nigdy nie odpuszczę tych chwil w moim życiu:
Bólu, trudu, zmęczenia, wykończonym byciu
Po to by później odczuć ulgę, radość dużą
Szczególnie gdy warunki zewnętrzne nie służą.
I choć z radości nieraz eksploduje cały
Wiem, że przy majestacie szczytów jestem mały
Zwracam więc swą uwagę, na co się nie zważa
Że w górach przy schodzeniu częściej się coś zdarza.
Dopiero gdy w dolinie usiądę po zejściu,
A ciało me się czuje jak po burzy przejściu
Patrzę na dokonanie swe z pogodą ducha,
A radość przeogromna z mego wnętrza ducha.
I choć my, alpiniści w powszechnej ocenie
Jesteśmy uważani za tych, co o cenie
Życia swego nie myślą dążąc wciąż do celu,
To doświadczamy uczuć, które zna niewielu.
Gruncio
|