na końskim grzbiecie
nie myślę o jutrze
zapomniałam o wczoraj
o świcie chłonę wilgotną ciszę
na grzbiecie Ariadny
brzegiem biegnę jeziora
co senne jeszcze łodzie kołysze
fale dyskretnie
kradną ślady kopyt
wiatr końską grzywę zaplata w warkocze
nad lasem wschodzi słońca krąg złoty
zostawiam za sobą nieprzespane noce
raz kłusem raz stępa
łagodna klacz parska radośnie
pejzaż ostatni raz wzrokiem ogarniam
żeby zapamiętać
i wracam gdzie pusto
smutno
żałośnie
szybcia
|