Pożar
Młody strażak na dyżurze
miał raz alarm w telefonie.
To dzwoniła jego żona,
że z miłości cała płonie.
Więc popędził na sygnale
aż spod kół fruwały liście.
Taki pożar to nie żarty-
trzeba gasić osobiście.
Nie wiadomo czym go gasił,
czy sikawką, czy też pianą.
Ważne, że ugasił pożar
i ocalił ukochaną.
Teraz śmieją się koledzy,
by w przyszłości się nie śpieszył.
Oni także nieźle gaszą,
żona bardziej się ucieszy.
roman
|