Porządki.
Muszę wyrzucić na wysypisko ten syf.
On się we mnie zebrał przez ostanie dni.
Wyczyszczę, zamiotę go z podłogi duszy.
Bym o poranku krystaliczny się zbudził.
Brudu co raz więcej za paznokciami.
Ciężar widoku niejednego by odstraszył.
Ja radzę sobie z tymi porządkami.
Inaczej musiałbym w farsie się pławić.
Proces ten trwa odgórnie.
Wena jest operacji mózgiem.
Oczyszcza mnie z zbędnych ciężarów.
Bym nie poczuł za wiele bólu, żalu.
Jej przybycie jest zbyt późne, pławe.
Straszny bieg jest duszy mojej zdarzeń.
Gdy przychodzi jednak w porę o czasie.
Jestem w stanie wysprzątać nawet jaźnie.
Epik
|