Patrząc z dachu
z popiołu i wosku chmury na niebie
wędrując przez senne dni w kalendarzu
patrzę z dachu i czekam na cud…
mrok nocy szepce
nabrzmiewa w skroniach
i budzi niepokój
co dalej…
zapalam kolejnego papierosa
dym płynie powoli
na palcach rąk odliczam
gasnące gwiazdy na niebie ponad miastem
i uśpione topole
cisza
cisza trwa i czerń
myśli rodzą się i spadają popiołem do stóp
podkrążone oczy -
to tylko cień zmęczenia
samotność uśpić bezustanną
jakie życie taka śmierć
chmury, bzdury i marzenia…
idzie świt…
Adnotacje
|