Nocturne
Księżyc dziś blady,
jak śmierci uśmiech wygląda.
CzujÄ™ go za sobÄ…,
przed i obok siebie.
Nie, nie księżyc...
mrok czujÄ™.
Coraz więcej mnie chce,
coraz bardziej mnie zżera.
Choć chłód wkoło mnie,
i chmura z mych ust siÄ™ wydziera,
to serce wewnÄ…trz mnie
parzy.
Kres mych lęków,
przed sobÄ… widzÄ™,
ale, czy to ty?
Przecieram oczy,
znikasz,
lecz czuję zapach twój,
i szept słyszę z tyłu,
że niby kochasz,
i nienawidzisz,
że lubisz,
i widzieć nie chcesz.
A księżyc nagle
blaskiem oblał usta twoje,
których nie widzę,
lecz zdaje mi siÄ™,
że błyskają w nocy sferze.
Mrówki maszerują u stóp,
spoglÄ…dajÄ…c chyba dziwnie na nas.
Ruszyć się nie chcę,
boÅ› ty przy mnie,
lecz czujÄ™ je,
jak kÄ…sajÄ… zjadliwie,
gryzÄ… mnie stopÄ™.
Ale woń twoja,
jak łańcuchy w miejscu
mnie trzyma.
Pot mój,
przez gorÄ…co twe,
spływa po nogach,
i mrówki niewdzięczne
topi.
A ty niewinna,
muskasz mnie po uchu,
i znów,
że kochasz,
i widzieć nie chcesz.
Ale wewnÄ…trz ciebie,
krzyczy coÅ›,
że kochasz jednak,
i życie chcesz mi podarować.
I ja czujÄ™ to..
o, kwiecie!
I z uśmiechem na twarzy
odwracam siÄ™,
lecz tam nie ma ciebie.
Czy to wiatr
słowa te przyniósł?
Odwracam siÄ™ i idÄ™,
idÄ™ dalej,
ze spuchniętymi stopami,
od ukąszeń mrówek,
z nadziejÄ…,
że jednak cię spotkam.
Kryspin
|