Upadłe posągi
Spojrzenie Manhattanu cieniem zasłaniają
Niebosiężne dwie wieże z chmurą się witają
WTC noszą imię bliźniacze dryblasy
Wyrosłe ponad innych trwać miały wsze czasy
Ptak z połyskliwym skrzydłem leci coś bezwładnie
Ciągu rykiem rozpaczy zanim się rozpadnie
To aby jest możliwe oko chyba zwodzi
W bok jednego bliźniaka ostrym dziobem godzi
Tuż po nim drugim skrzydła nożem ptak rozpłata
Osiemdziesiąte piętro od południa brata
Nim się jeszcze dzień senny na dobre rozbudzi
Niczym Hitchcocka „Ptaki” atakują ludzi
Do potrzeby strażaków serce się wyrywa
Pomocy nie odmawia i na czas przybywa
W ratowaniu życia są usłużni lecz hardzi
Kostucha ich najwyższą ofiarą nie wzgardzi
Stoją wstrząśnięte słupy przez ogień trawione
Jak fabryczne kominy sadzą zadymione
By po niedługim czasie i nie są to żarty
Runąć jak trącone w dom zestawione karty
Obraz to wstrząsający w oczach gapiów trwoga
Ręce wznoszą w modlitwie przyzywając Boga
Gruzem sypany kurhan ofiar ciała skrywa
Wszędobylskiego pyłu całunem opływa
Co tam ściany co mury da się odbudować
Zniszczenia materialne można powetować
Życia ofiarom jednak nie da się przywrócić
Ni cierpiącym rodzinom z serc bliskich wyrzucić
Trzeba zawrzeć w pamięci ofiar trzy tysiące
A najbardziej nad tymi serce gorejące
Co jak anioł na ziemię przed ogniem sfruwali
Po drodze ukorzeni z Panem się jednali
Duma Amerykanów jak struna szarpnięta
Jako echem przez wieki naukę spamięta
Po zakrwawionych sercach dziurawe przestrzenie
Jak też przyczyn niejasnych kłujące sumienie
Miał to dzień być jak co dzień nic nadzwyczajnego
A zmienił się w niepewny los świata przyszłego
Tak się kończy stawianie posągów z kamienia
Kiedyś znajdzie się siła co je w pył przemienia
26.03.2013r.
abandon
|