Dzień wycięty z kontekstu.
Znów widzę świat jak obraz pozorny
Zniekształcony, dziki i wrogi
Kaleczy me oczy widok potworny
Gorąco, parno mimo, że klimat srogi
Nie łapię rytmu, tracę równowagę
Idę przed siebie nie widząc celu
Potykam się o wszystko, mentalnie krwawię
Tą drogą kończyło wielu.
To z własnego wyboru - świadomość okrutna
Budzę się, egzystuję, co dnia to samo
To rzeczywistość? Czy mara złudna
Nie wiem. Dowiem się rano.
Wstaję jak trup, czaszkę rozrywa ból
Okalany dymem co nozdrza targa
Z dniem każdym wykopuję głębszy grób
Mówią prostacy - przyszłość marna
Przestań człowieku, zmień to. Życie swe napraw
Błogosławione rady mądrych głów.
Lecz po co? Dla kogo? Krzyczę nie czując gardła
Budzę się, Idę. Nie. Piję znów.
A. N.
Cz
|